Na zimową przerwę Śląsk wybrał się jako lider. W 13 wiosennych meczach obronił swoją pozycję i zdobył tytuł mistrza Polski. Gratulacje szczere i serdeczne z mojej strony. Nie można mieć od Lenczyka i jego chłopaków pretensji, że nikt ich nie pokonał, że nikomu nie udało się zagrać kilku dobrych meczów. Śląsk wygrał i koniec. Chwała mu za to. Gdy jednak zastanowimy się nad liczbami, to dojdziemy do smutnych wniosków. Tytuł zdobyła drużyna, która na wiosnę, w pierwszych 10 meczach zdobyła tylko 10 punktów. Wygrała trzy ostatnie spotkania i to wystarczyło, by zgarnąć całą pulę. Kapitan Sebastian Mila się wyleczył, wykonał kilka stałych fragmentów gry i wszyscy przeciwnicy zostali rozłożeni na łopatki. Aż się wierzyć nie chce, jak u nas łatwo wygrać całą ligę. Śląsk na wiosnę ma bilans bramkowy 16-18. Niesamowite, to jest stosunek wskazujący na bardziej na obronę przed spadkiem niż na walkę o mistrzostwo Polski, a później o Champions League. Oczywiście, pretensje możemy mieć do rywali, a nie do Śląska. Solidny, normalny zespół zagrał swoje, miał dobrą końcówkę i nie musi nikogo przepraszać za to, że reszta jest jeszcze słabsza. Kuriozalne jest drugie miejsce drużyny z Chorzowa. Gdyby miasto w zimie nie wsparło ich dwoma milionami złotych, to pewnie nie wystartowaliby nawet na wiosnę. A tak, na spokoju, solidny, dobry zespół, z dobrym trenerem, ryzykował nawet zdobycie tytułu mistrza Polski! Wielkimi przegranymi są oczywiście: Legia, Wisła, Lech i Polonia. O lidze jednak szybko zapomnimy, bo wszyscy już zaczynają myśleć o Euro 2012. Kluby w ciszy będą wyciągały wnioski, a na jesień przekonamy się o tym, kto najlepiej odrobił lekcje. Dzisiaj cała uwaga przenosi się na historyczną, czerwcową imprezę. Zaczynamy dyskutować o powołaniach trenera Smudy, podniecać się nimi. Jest to normalne, bo piłka i nazwiska podniecają, dzielą. Są ci, którzy wolą jednego piłkarza od drugiego. Z legionisty Michała Kucharczyka na siłę niektórzy chcą zrobić amatora, nieudacznika, a to absolutnie nie jest prawda. Chłopak jest ciekawy, młody, na Euro 2012 na pewno nie będzie rozdawał kart, nie wiem nawet, czy się załapie do ostatecznej, wąskiej kadry. Dziwię się niektórym, że na siłę chcą z tego zrobić wielki problem. Już za chwilę na boiskach Polski i Ukrainy zacznie się piękna zabawa. Tym razem na Euro nie zabraknie naprawdę nikogo. Są wszystkie najlepsze zespoły. Myślę, że dla polskiej drużyny będzie to bardzo trudna, ale mam nadzieję, że szczęśliwa impreza. Lepszej grupy nie mogliśmy sobie wymarzyć. Jak z niej nie wyjdziemy we własnym kraju, przy własnych kibicach, to znaczy, że jest z nami naprawdę źle. Wierzmy w polską drużynę i w wielki ćwierćfinałowy mecz! Jeżeli nie uda się awansować, to cóż - my już do tego jesteśmy przyzwyczajeni, że w wielkich imprezach, gdy zaczynają się prawdziwe mecze, to my sympatyzujemy z różnymi reprezentacjami, bo nasi zazwyczaj już są poza grą. Trzymajmy kciuki, aby tym razem było inaczej. *** Zbigniew Boniek współpracuje z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.