Po pierwsze. Obaj są trenerami zagranicznymi. Lozano wiadomo. Argentyńczyk, który ma na koncie pracę z klubami najsilniejszej ligi świata czyli włoskiej Serie A czy z drużynami narodowymi (np. Hiszpania, a teraz Polska). Wenta choć jest Polakiem, to trenerskiego fachu nie uczył w kraju nad Wisłą. Były reprezentant Polski tajniki pracy szkoleniowej poznawał w Niemczech. Wenta przez kilka sezonów występował na parkietach u naszych zachodnich sąsiadów. Występował nawet w reprezentacji tego kraju. Tam też zakończył karierę sportową i rozpoczął trenerską. W 2004 roku przejął reprezentację Polski (z duża pomocą samych zawodników) i awansował do mistrzostw Europy (Polacy wyeliminowali mocnych Szwedów) i mistrzostw świata. W chwili obecnej z powodzeniem prowadzi biało-czerwonych na MŚ w Niemczech. To kolejny przykład na to, że polska myśl szkoleniowa ma do nadrobienia spory dystans do świata. Wiele sukcesów w polskim sporcie w ostatnich latach to dzieło trenerów zagranicznych pracujących z polskimi sportowcami. Lozano - siatkarze, Roman Bondaruk - Tomasz Sikora, Aleksander Wierietielny - Justyna Kowalczyk, Andrzej Niemczyk - siatkarki, (tak, tak, on również swoje trenerskie umiejętności doskonalił za granicą), Leo Beenhakker - piłka nożna (trochę na wyrost, ale już dawno polscy piłkarze nie wygrali z jedną z najlepszych drużyn świata (Portugalią) w meczu o stawkę). Po drugie. Wenta, podobnie jak Lozano, zebrał grupę ludzi i przekonał ich, że dobre wyniki są możliwe do osiągnięcia. Stworzył w kadrze świetną atmosferę. A bez tego jak wiadomo, o sukcesy trudno. W jednym z wywiadów Wenta mówił "Szkoda, że nie widzicie jak oni się wzajemnie mobilizują". Każdy z zawodników czuje się ważny. I ten co gra, i ten co siedzi na ławce rezerwowych. Podczas meczów Polacy dopingują się i wspierają, Razem cieszą się z goli i zwycięstw. Mobilizują po niepowodzeniach. Po trzecie. Podczas meczu Lozano cały czas jest przy linii bocznej. Żywiołowo reaguje na wydarzenia boisku, podpowiada, przekazuje informacje. Można odnieść wrażenie, że gdyby mógł to za chwilę znalazłby się na boisku. Podobnie Wenta. On "żyje" meczem. Biega, skacze, gestykuluje, bije brawo, łapie się za głowę, krzyczy. Zawodnicy przez cały czas czują wsparcie trenera. Oczywiście, nie twierdzę, że trenerzy o spokojnym usposobieniu (np. Edward Skorek) nie mają szans na odniesienie sukcesu. Ale przyznam szczerze, styl prezentowany przez Lozano i Wentę bardziej przypada mi do gustu. Po czwarte (w trakcie realizacji). Po wodzą Lozano siatkarze osiągnęli wielki sukces na który polska siatkówka czekała 32 lata. Polski szczypiorniak na medal mistrzostw świata czeka 25 lat (brąz podczas MŚ w 1982 roku w Niemczech). Czy historia zatoczy koło i w 2007 roku za naszą zachodnią granicą Polacy znów staną na "pudle" MŚ? Wszyscy fani tej dyscypliny bardzo by tego pragnęli i będą mocno trzymać kciuki za biało-czerwonych. Droga do tego jeszcze daleka i trudna. Sukcesem tej reprezentacji będzie realizacja celu, jaki sobie gracze Wenty założyli przed turniejem czyli miejsce w czołowej "siódemce". Polacy będą mieli wówczas szanse zakwalifikowania się do igrzysk olimpijskich w Pekinie, a także, po latach posuchy, przyczyniliby się do wzrostu popularności tej pięknej dyscypliny. A medal? Gdyby biało-czerwoni przywieźli medal z MŚ w Niemczech, byłoby to coś wspaniałego. Jestem jednak przekonany, że jeśli teraz się nie uda, to przy najbliższej okazji podium ważnej imprezy będzie ich.