Wymarzony prezent sprawili z hali Continental Airlines Arena swojemu trenerowi na 50. urodziny gracze gospodarzy. Larry Robinson, niegdyś wyróżniający się obrońca, a dzisiaj szanowany szkoleniowiec, mógł być zadowolony z postawy swoich podopiecznych, którzy przez większość meczu mieli dużą przewagę, oddając aż 35 strzałów wobec tylko 12 celnych uderzeń gości. Do urodzinowego prezentu walnie dołożyli się jednak przyjezdni, którzy dwukrotnie wychodząc na prowadzenie tracili bramki w głupi sposób. Pierwszą z nich zdobył Elias w okresie kiedy jego drużyna grała w 4 przeciwko 5; drugą podarował swoim błędem Patrick Roy'a, a trzecią - Rob Blake. Od początku do ataku ruszyli gracze z New Jersey, niesieni głośnym dopingiem kibiców szczelnie wypełniających halę w East Rutherford. Pierwszą groźna akcję przeprowadził John Madden, po chwili jednak miejsce na ławce kar musiał zająć Turner Stevenson. Okres gry z przewagą jednego gracza nie przyniósł gościom dobrych okazji do poprawienia dorobku bramkowego, lecz kilkanaście sekund po jego zakończeniu, w odpowiedzi na akcję Devils, w sytuacji sam na sam z Brodeur'em znalazł się Rob Blake i spokojnym strzałem zdobył prowadzenie dla swojej drużyny. "Diabły" natychmiast ruszyły do ataku, groźnie strzelał Mogilny, lecz w tej samej akcji za niedozwolony atak na bramkarza taflę musiał opuścić na 2 minuty Gomez. Tym razem goście zagrali nieco lepiej, jednak i tym razem nie wykorzystali liczebnej przewagi. W kolejnym okresie gra się zaostrzyła, za przewinienia lód opuszczali kolejno Yelle i Sykora, oraz w krótkim odstępie czasu kapitanowie drużyn Scott Stevens i Joe Sakic. Grając 3 na 3 gracze Colorado mieli znakomitą szansę do podwyższenia prowadzenia, jednak Ray Bourque dobijając strzał Chrisa Drury'ego nie trafił dokładnie w krążek. Druga połowa pierwszej tercji przebiegała pod znakiem chaotycznych i nieskutecznych ataków podopiecznych coach-a Robinsona, oraz kilka prób wyjścia z szybkim kontratakiem "Lawin". Pod koniec pierwszej części spotkania ekip z New Jersey zaczęła nieco się zazębiać, co zaowocowało kilkoma celnymi strzałami, lecz za każdym razem na posterunku był Patrick Roy'a. I tercja: bramki 0:1 Blake (Tanguay) 3:58 strzały: 8:4 Kolejna odsłona spotkania rozpoczęła się ponownie szturmem gospodarzy, ale to goście jako pierwsi mogli zdobyć gola, kiedy w dogodnej sytuacji znalazł się najskuteczniejszy jak dotychczas gracz w playoffs - Joe Sakic. W odpowiedzi znakomicie pod bramką "Lawin" znalazł się Mogilny, jednak jego strzał nie znalazł drogi do bramki. W tej tercji na lodzie nie pojawił się odwieziony do szpitala z podejrzeniem wstrząsu mózgu Jason Arnott, który w pierwszej części gry został trafiony krążkiem w głowę i odczuwał skutki tego zdarzenia. Wymusiło to zmianę taktyki w drużynie z New Jersey, która pozbawiona jednego ze swoich lepszych gracji musiała dokonywać częstych zmian w swoich liniach ofensywnych. Gdy na ławce kar znalazł się Colin White wydawało się, że gorąco będzie pod bramką Devils, jednak to bramkarz gości musiał skapitulować po akcji Sykory i Eliasa. Trafienie to ożywiło zarówno graczy jak i kibiców "Diabłów". Przez dłuższy okres goście nie byli w stanie przeprowadzić składnej akcji ograniczając swoje poczynania jedynie do wybijania krążka, a Roy'a musiał uwijać się jak w ukropie broniąc kolejne groźne strzały. Nieustający napór spowodował, że po jednej z kolejnych desperackich akcji w obronie na ławce znalazł się Martin Skoula. W okresie gry w przewadze tylko jedną, ale znakomitą okazję mieli gospodarze, jednak atomowy strzał Mogilnego odbił się najpierw od poprzeczki, potem od słupka i wyszedł w pole. Gdy wydawało się że napór Devils przyniesie wreszcie efekt w postaci kolejnych trafień, fatalny błąd Chrisa O'Donnella przy szybkim wypadzie Chrisa Drury'ego spowodował, że ten ostatni wyprowadził Avalanche ponownie na prowadzenie umieszczając krążek tuż przy lewym słupku bramki Martina Brodeura. Akcja ta zupełnie podcięła skrzydła ekipie Robinsona, krótko potem kolejną znakomitą sytuację stworzyli sobie goście z Denver, a na dodatek na ławce kar wylądował Colin White. Co prawda przewagi tej gracze z Colorado nie wykorzystali, lecz już do końca tercji kontrolowali oni przebieg wydarzeń na lodzie. II tercja: bramki 1:1 Elias (Sykora) w osłabieniu 23:42 1:2 Drury (Dingman) 33:54 strzały: 11:4 W ostatniej części spotkania ponownie od początku zaznaczyła się przewaga "Diabłów", lecz były to ataki bez wiary, spokojnie rozbijane przez przyjezdnych. Najlepszą okazję w tym okresie miał natomiast Joe Sakic, którego strzał znakomicie sparował bramkarz gospodarzy, a Alex Tanguay nie zdołał już dobić tego uderzenia. Do niespodziewanego wyrównania Devils doprowadzili po fatalnym błędzie znakomicie spisującego się wcześniej Patricka Roy'a, który opuścił swój posterunek próbując przejąć krążek za bramką utracił go na rzecz Jaya Pandolfo, który odegrał przez bramkę do Gomeza który bez problemu celnie uderzył. Udana akcja dała gospodarzom wiarę w możliwość odniesienia zwycięstwa, co przełożyło się na kolejne groźne akcje pod bramką Avalanche, chociaż tym razem bramkarz z Denver spisywał się już jak na gracza jego kalibru przystało. W tym okresie goście byli niemalże bezradni, większość akcji ograniczając do wybijania krążka z własnej tercji, nie będąc w stanie przeprowadzić żadnej składnej akcji. Destrukcyjna gra nie opłaciła się gościom, gdyż na 2:36 do końca spotkania po raz pierwszy na prowadzenie drużynę z New Jersey wyprowadził Petr Sykora. W końcówce pomimo prób odmienienia losów spotkania poprzez zdjęcie z lodu bramkarza gracze Avalanche nie zdołali przeprowadzić ani jednej dobrej akcji, powstrzymywani przez twardą obronę Scotta Stevensa i spółki. III tercja: bramki 2:2 Gomez (Pandolfo, Corkum) 48:09 3:2 Sykora (Sykora) 57:34 strzały: 16:4 <A href="http://sport.interia.pl/nhl/playoff">Zobacz rywalizację w play off</a> FINAŁ PUCHARU STANLEYA New Jersey Devils - Colorado Avalanche 3 : 2 stan rywalizacji 2 : 2.