Beenhakker jest rozczarowany Dariuszem Dziekanowskim, który miał być właśnie takim asystentem. Oczekiwania członka zarządu PZPN, Antoniego Piechniczka, co do konieczności wprowadzenia do sztabu młodej, świeżej krwi, są dla Holendra oczywistością. "Nie ma w tym nic nowego. Dokładnie z takimi założeniami zaczynaliśmy nasza współpracę w 2006 roku" - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Leo Beenhakker. Leo nadmienił, że właśnie po to, by miał kto kontynuować jego dzieło, na ławce trenerskiej pojawił się Dariusz Dziekanowski. "Wierzyłem w to, że po przepracowaniu wspólnie kilku lat, będzie gotowy, by objąć kadrę" - opowiada Leo "PS". "Gdy zostawałem selekcjonerem, odbyłem kilka rozmów z młodymi polskimi trenerami. Z kilku powodów mój wybór padł właśnie na Dziekanowskiego. Według mnie najlepiej się do tego nadawał". Później "Dziekan" miał kłopoty rodzinne i na kilka miesięcy zniknął z kadry. Leo dał mu jednak drugą szansę, w myśl żelaznej dla niego zasady: "każdy zasługuje na drugą szansę w życiu". Wszystko jednak wskazuje na to, że i tej szansy "Dziekan" nie wykorzystał. Beenhakker, pytany przez "PS", czy Dziekanowski już się nie nadaje na jego następcę, odpowiada wymijająco: "Nie chcę na razie o tym mówić. Wszystkie decyzje personalne poznają najpierw moi współpracownicy" - podkreśla. Wszystko rozstrzygnie się na początku lipca, gdy Beenhakker wróci do Polski. Na razie analizuje to, co stało się z kadrą podczas Euro 2008.