Gdy wraca do Barcelony wydaje się zmieniać w innego człowieka. Leo Messi przybity dwoma porażkami Argentyny w eliminacjach MŚ odżył w Madrycie natychmiast. Sportowa złość wyniesiona z kadry posłużyła też Ibrahimoviciowi. W środę był tak wściekły po meczu z Albanią, że sam wynajął sobie samolot do Barcelony. Dziś Barca grała z pierwszym liderem Primera Division. Getafe długo być nim nie mogło, bo Katalończycy zafundowali mu demonstrację siły. Guardiola zaczął mecz bez Messiego, Henry'ego, Iniesty i Alvesa, za to z debiutującym Czyhrynskim na środku obrony i wychowanymi w "La Masia" skrzydłowymi Jeffrenem i Pedro asystującymi w ataku Ibrahomovicowi. Od początku Barca przeważała, długo miała piłkę, ale kontry Getafe były groźniejsze. Gospodarze obijali bramkę Valdesa - Albin trafił w poprzeczkę (11. min) i Soldado w słupek (28.). 60 sekund później po strzale Keity piłka otarła się dla odmiany o słupek bramki Getafe, a potem bohaterem już w pierwszej części gry mógł być Ibrahimović. W 40. min sędziowie przerwali mu akcję, gdy wychodził sam na sam uznając, że był spalony, a dwie minuty później wspaniale przyjął piłkę po centrze Jeffrena, ale będąc sam przed Ustarim strzelił za słabo. Co się odwlecze? Drugą połowę Guardiola zaczął bez zmian, ale kazał się rozgrzewać Messiemu i Inieście. W 57. min obaj weszli na boisko zmieniając Pedro i Jeffrena. Osiem minut później bramkę zdobył Ibrahimović wykorzystując centrę Abidala. W 72. min błąd Toure, który stracił piłkę pod swoim polem karnym naprawił świetną paradą Valdes. Pięć minut później powinno być 2:0, ale wspaniałe podanie Ibrahimovicia zmarnował Iniesta, kilkadziesiąt sekund później jednak do bramki główką trafił Messi po zagraniu Szweda. Obaj nie muszą już nosić nosa na kwintę. Druga część gry pokazała wielki potencjał Barcy, która w ubiegłym sezonie o tej porze miała zaledwie jeden punkt. Dziś ma ich sześć razy więcej.