Jose Mourinho miał rację. W Lidze Mistrzów jego Inter wyznaczył standardy "na Barcelonę" broniąc się tak dobrze, że zmusił drużynę Pepa Guardioli do pogodzenia się z jednym punktem. Wczoraj gracze Racingu Santander mieli zrobić to samo. Nie zapuszczali się więc dalej niż czterdzieści metrów od swojej bramki, ale po 28 minutach przegrywali 0:3. Zlatan Ibrahimovic jest pierwszym graczem w historii Barcy, który wchodząc do klubu zdobył cztery gole w czterech kolejnych meczach (seria Stoiczkowa zatrzymała się na trzech). Szwed zdobył wczoraj bramkę głową, co potwierdza wybór Pepa Guardioli. Trener Barcy wymieniał go na Samuela Eto'o, by zwiększyć siłę drużyny w grze powietrznej. Prawdziwy egzamin Zlatan będzie zdawał w listopadowym Gran Derbi, albo w lutym, w 1/8 finału Champions League, jednak jego asysta przy trzeciej bramce potwierdza tezę tych, którzy uważają go za najlepszego gracza świata. Otoczony w polu karnym przez czterech rywal zagrał piętą tak, że potem Pique tylko przystawił nogę. Zmylony przez Szweda został nawet bramkarz Racingu. Przed przyjazdem Katalończyków do Kantabrii prezydent regionu Miguel Angel Revilla powiedział, że Barca nie wygra, jeśli Guardiola nie wystawi Leo Messiego. Argentyńczyk zdobył wczoraj dwie bramki (czwarty i piaty gol w sezonie), skutecznością przewyższa Zlatana, choć nie grał w spotkaniu ze Sportingiem na otwarcie sezonu, a więc jego średnia sięga niemal dwóch goli na mecz. Ale nawet bez Argentyńczyka zespół z Santander nie miałby szans, Barca, to dla niego rywal z innej planety. Wydawało się, że drużynie takiej jak Racing w meczu z Barcą nie grozi nic. Każdy wynik był do przyjęcia, a każda taktyka usprawiedliwiona. W rzeczywistości gracze Juana Carlosa Mandii odbili się jednak od katalońskiej ściany, przy której wyglądali jak z niższej ligi wzięci. Trudno było pojąć, że w takim gronie nie poradził sobie jeden z najlepszych polskich piłkarzy (a może więcej mówi to raczej o naszej piłce). Guardiola nie ma zbyt wielu zmartwień (cztery mecze, 12 pkt, 14 goli). Jednym z nich może być forma i skuteczność Thierrego Henry, który od wielkiego meczu z Realem na Santiago Bernabeu nie trafił do siatki rywali ani razu. Francuz wściekał się na Guardiolę, że nie dał mu szansy dograć do końca meczu na San Siro, ale z trzech Muszkieterów z poprzedniego sezonu, zrobiło się w ataku Barcy dwóch. I to bynajmniej nie z powodu zniknięcia Samuela Eto'o. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego Czytaj także: Komplet Barcelony, kontuzja Ibrahimovicia Sevilla goni wielką dwójkę