Czy to możliwe, by Andres Iniesta był dziś najlepszym piłkarzem na świecie? Tak twierdzi Samuel Eto'o i nie jest w tej kwestii samotny. W Hiszpanii plotkuje się, że gdy potężny przedsiębiorca Florentino Perez wróci na fotel prezesa Realu Madryt, jego głównym celem będzie właśnie niepozorny hiszpański mistrz Europy. Kilka lat temu Real mógł mieć Iniestę za darmo. Gdy był jeszcze nastolatkiem rodzice zastanawiali się w której szkółce piłkarskiej powinien dorastać. W grę wchodziła barcelońska "La Masia" i Madryt. Ponieważ jednak internat, gdzie mieszkali juniorzy królewskich sąsiadował z agencją towarzyską, rodzice wybrali dla Andresa Barcelonę. Xavi, Valdes, Pique, Puyol, Messi, Krkic, Busquets - ich wszystkich łączy internat z oknami zwróconymi na Camp Nou. Messi przyjechał do Barcelony w wieku 13 lat poszukując ratunku. Wymagał drogiego leczenia, na które w Argentynie jego klubu nie było stać. Mierzył 148 cm, ważąc 39 kg - kuracja hormonem wzrostu, praca na siłowni i specjalna dieta sprawiły, że w trzy lata urósł 16 cm i przytył 23 kg. Przyspieszony rozwój miał skutki uboczne - Messi jest szczególnie podatny na urazy mięśni. Barca przydzieliła mu osobistego fizjoterapeutę - Juanjo Brau towarzyszy mu nawet na mecze kadry Argentyny. I od roku Messi nie miał kontuzji. Równie niezwykła jest droga do Barcelony Gerarda Pique, który został oddany Manchesterowi United i odkupiony tego lata stając się fundamentalnym graczem środka obrony w zaledwie kilka miesięcy. Dziś gra w reprezentacji Hiszpanii, jak defensywny pomocnik Sergio Busquets, którego Guardiola zabrał latem z drużyny rezerw. Barca marzy, że kiedyś odzyska też innego absolwenta "La Masia" Cesca Fabregasa z Arsenalu, ale jego za 5 mln euro (tylko kosztował Pique) wykupić się nie da. 12 miesięcy temu Real Madryt zdobywał tytuł mistrza Hiszpanii. Na Santiago Bernabeu gracze pobitej Barcelony ustawili się w szpaler oklaskując królewskich. Potem przegrali z nimi aż 1:4. Drużyna Franka Rijkaarda była w rozsypce, zbliżał się koniec. Po dwóch sezonach porażek prezes Joan Laporta długo myślał kim zastąpić Holendra. Od sukcesu nowego trenera, zależał jego los. Decydujący głos miał legendarny Johann Cruyff namaszczając swojego byłego pupila Pepa Guardiolę - także człowieka, który dorastał w "La Masia". Guardiola zaczął ostro - na pierwszej konferencji prasowej ogłosił, że Eto'o, Ronaldinho i Deco są mu niepotrzebni (w sprawie Kameruńczyka potem zmienił zdanie). Musiał zaimponować pozostałym graczom, w końcu ta trójka najemnych gwiazd była wtedy symbolem warcholstwa i lenistwa. Pep postawił na piedestał wychowanków barcelońskiej szkółki, którzy przeszli tę sama drogę co on. Wcześniej byli wykorzystywani tylko jako uzupełnienie dla gwiazd sprowadzanych za miliony euro. Ale od tego lata już nie armia zaciężna, tylko właśnie ludzie z La Masia wzięli los klubu w swoje ręce. Oczywiście Barca i tak wydała na transfery 100 mln euro, sprowadzając za 30 mln prawego obrońcę Sevilli Dani Alvesa, czy o połowę tańszego Aleksandra Hleba z Arsenalu. Ale dziś to obcokrajowcy uzupełniają drużynę wychowanków. Ci najlepiej rozumieją i najmocniej wierzą w niepodrabialny styl gry drużyny, który - bez względu na wyniki - zawsze był jej znakiem firmowym. Barca jest dziś w światowej piłce fenomenem. Większość klubów - choćby Real, albo Chelsea budują drużyny dzięki importowi gwiazd. Katalończycy zaryzykowali z Guardiolą, a ten z innymi absolwentami La Masia. I dziś po triumfie nad Realem 6:2 mogą powiedzieć sobie: "warto było". Zobacz też: ZOBACZ TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO SYMFONIA RADOŚCI FC BARCELONA BARCELONA ROZNIOSŁA REAL WOŁOWSKI: HISTORIA WOJNY REAL - BARCA!