Szefowie Lecha Poznań nie powinni przedłużać umowy z Jose Mari Bakero - hiszpański szkoleniowiec nie zdał egzaminu i nie zdołał odpowiednio przygotować drużyny do rundy wiosennej. W niedawnej rozmowie w INTERIA.PL z Romanem Kołtoniem właściciel Lecha Jacek Rutkowski podkreślał, że awans do pucharowej rywalizacji jest dla "Kolejorza" niezwykle ważny. Rutkowski określił go nawet jako jedno z dwóch poważnych ryzyk - obok niepodpisanej umowy o wynajem Stadionu Miejskiego. Właściciel klubu zapowiedział nawet, że jeżeli w 2011 i 2012 nie będzie dochodów z gry w europejskich rozgrywkach, Lech będzie sprzedawał piłkarzy. Nie stać go będzie na opłacanie kontraktów, które już teraz kosztują 34 miliony złotych rocznie. Takie jedno spotkanie z Manchesterem City czy Juventusem Turyn może dać klubowi nawet kilka milionów złotych, bo bilety na nie rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Wydawało się, że klub z Poznania nie ma łatwiejszej drogi do wywalczenia kwalifikacji do Ligi Europejskiej niż ta wiodąca przez krajowy puchar. Poznaniacy dość szczęśliwie wyeliminowali słabą na początku sezonu Polonię Warszawa, później w losowaniu półfinałów dopisało im szczęście i wpadli na pierwszoligowe Podbeskidzie Bielsko-Biała. Ten dwumecz Lech powinien potraktować absolutnie priorytetowo, tymczasem na tle klubu z niższej ligi aktualny jeszcze mistrz Polski niczym się nie wyróżniał. Jaką winę za to ponosi trener Bakero? Po pierwsze: jego zespół może i wytrzymuje fizycznie trudy spotkań (to rywali łapią skurcze), ale gra w tym samym powolnym tempie. Rzadko kiedy którykolwiek z piłkarzy potrafi przyspieszyć rozegranie piłki. Po drugie: ciągłe roszady w składzie powodują wygłupienie u samych zawodników. Nawet po dobrym spotkaniu piłkarz nie wie, czy za chwilę nie wyląduje na trybunach. Po trzecie: drużynie brakuje przewodniej myśli taktycznej. Piłkarze nie wiedzą, jak mają grać. W efekcie w każdym spotkaniu szukają sytuacji po długich podaniach, które nie przystoją drużynie mającej tak klasowych piłkarzy. Takie podania zwykle kończą się stratami i akcjami rywali. Lecha nie boi się żaden kolejny przeciwnik, który w znacznej części meczu ma nawet przewagę. Po czwarte: złe ustawienie piłkarzy na boisku. Bakero nie ma skrzydłowych z prawdziwego zdarzenia - jedynym był Sławomir Peszko, ale zimą pożegnał się z Lechem. Jego następcą mógłby być Jacek Kiełb, ale ledwie wyleczy jedną kontuzję, już doznaje drugiej. Hiszpan potrafi lewonożnego Jakuba Wilka ustawić na prawej stronie boiska - w efekcie piłkarz spowalnia każdą akcję drużyny, bo przy dośrodkowaniu szuka możliwości zagrania piłki silniejszą nogą. Podobnie chore jest wystawianie na boku Semira Stilicia, który i tak w każdej akcji zbiega do środka. Na skrzydłach Bakero widzi też napastników (Bartosza Ślusarskiego, Tomasza Mikołajczaka, a zdarzało się, że i Vojo Ubiparipa oraz Artjomsa Rudnevsa), a także Siergieja Kriwca, który jest typowym środkowym ofensywnym pomocnikiem. Większość tych piłkarzy nie wie jak powinien grać skrzydłowy, nie ma odpowiednich walorów i zbiega do środka boiska. A pomocy ze strony bocznych obrońców nie ma prawie w ogóle. Dlaczego Hiszpan nie wystawił jeszcze wariantu z jednym defensywnym pomocnikiem (Rafał Murawski) oraz dwoma środkowymi odpowiedzialnymi za kreowanie akcji (Stilić, Kriwiec)? Jeżeli już nie ma innej opcji, to skrzydłowymi mogliby wtedy być np. Ślusarski lub Wilk oraz Marcin Kikut. Efekt jest taki, że gdy rywal Lecha odpowiednio się ustawi w obronie, to poznaniacy nie potrafią grać bokami, a ich akcje środkiem są szybko rozbijane. Inną sprawą jest to, czy piłkarze Lecha czasem nie grają przeciwko swojemu trenerowi. Bakero stosując system ciągłej rotacji uważa, że piłkarz może się złościć na niego i tę złość pokazać w kolejnym spotkaniu, w którym dostanie szansę. Tacy zawodnicy jak Stilić czy Kriwiec powtarzali już jednak, że tego systemu nie rozumieją. Być może Lech pokona w rewanżu Podbeskidzie i awansuje do finału Pucharu Polski, a później go wygra. Być może wywalczy miejsce w pierwszej trójce w ekstraklasie, skoro teraz traci do drugiej Jagiellonii Białystok tylko trzy punkty. Fatalny obraz tej rundy pozostanie jednak na długo. Bilans szczęścia też jest dla Lecha raczej korzystny, bo poza pechem w Bradze (sytuacja sam na sam Rudnevsa i poprzeczka Wilka w ostatnich minutach) i Krakowie (kilka zmarnowanych sytuacji w pierwszej połowie, a później stracony gol po rykoszecie), w innych sytuacjach to mistrzowie Polski mieli farta. Przypomnijmy choćby mecze w Gdyni, w Warszawie z Polonią, z Jagiellonią Białystok, dwa słupki Śląska Wrocław w końcówce spotkania... Nawet Podbeskidzie się Lecha nie wystraszyło, grało z nim jak równy z równym, a w końcówce zamknęło w jego polu karnym. Kontrakt Baska kończy się po tym sezonie - rozmowy o jego przedłużeniu muszą się więc odbyć w najbliższych tygodniach. Kibice swoje zdanie już wypowiedzieli w listopadzie, jak i po meczu z Podbeskidziem ("Chcemy trenera, a nie żadnego Bakera" - widział i słyszał to zresztą Jacek Rutkowski. Być może wkrótce pojawią się na trybunach znane z hiszpańskich boisk białe chusteczki. Nie da się ukryć, że Bakero to szkoleniowiec dla właścicieli "Kolejorza" bardzo wygodny - nie krytykuje ich, nie domaga się głośno lepszych piłkarzy. Tylko czy to odpowiedni człowiek do odniesienia sukcesów z poznańskim klubem? Styl gry drużyny z ostatnich tygodni pokazuje, że zdecydowanie nie.