<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-polska-ekstraklasa,cid,3,sort,I">Ekstraklasa: Wyniki, tabela i strzelcy polskiej ligi - Kliknij i dowiedz się więcej!</a> W 29. kolejce Ekstraklasy kibiców w całym kraju elektryzowała przede wszystkim walka o utrzymanie. Bohaterów (?) tej walki było trzech - Arka Gdynia, Cracovia i Polonia Bytom - i jeszcze zanim w środę o godzinie 19.00 rozpoczęły się wszystkie spotkania przedostatniej serii tego sezonu, wiadomo było, że około 21 cieszyć będą się tylko w jednym z tych klubów. Stawką korespondencyjnego pojedynku Arki, "Pasów" i Polonii było 14. - a więc ostatnie bezpieczne - miejsce w tabeli. Wydawało się, że w najlepszej sytuacji przed środową batalią jest Arka. Drużyna Frantiszka Straki po pierwsze o bezpieczną pozycję w tabeli nie musiała walczyć, bo wystarczyło, że ją obroni. Po drugie - "Śledzie" grały u siebie z Legią Warszawa, która w tym sezonie nic już nie musi, bo na mistrza szans nie ma, ale za to kwalifikację do Ligi Europejskiej zapewniła sobie zgarniając krajowy puchar. Na zdrowy rozum zatem - myśleli sobie arkowcy - punkt powinien wpaść, a może i po jakiejś kontrze zrobimy Legii przykrość, a kibicom niespodziankę? Niestety, jak dobrze wiecie, piłka nożna i zdrowy rozum to pojęcia przeciwstawne - przynajmniej na polskim podwórku. Okazało się, że Legia do Gdyni przyjechała nie tylko po to, żeby sprawdzić pogodę nad morzem przed wakacjami, ale przede wszystkim pograć w piłkę. Dzięki świetnej postawie Miroslava Radovicia, Michała Kucharczyka i Manu (!) stołeczny zespół wygrał 5-2 i rozegrał jeden z najlepszych meczów w sezonie. Jeśli legioniści graliby od początku sezonu tak, jak w środę w Gdyni, to dzisiaj zamiast rozprawiać o tym, kto zastąpi Macieja Skorżę na stanowisku trenera, zastanawialibyśmy się nad wzmocnieniami, jakie stołeczna drużyna poczyni przed eliminacjami Ligi Mistrzów. A Arka? Nie pokazała nic, co kazałoby przypuszczać, że utrzyma się w lidze, a szczególnie słabo prezentowali się w jej barwach Mateusz Siebert i Wojciech Wilczyński. Ten ostatni przed meczem grzmiał na łamach mediów, że "to Legia powinna nas (Arki) się bać!". Jak się okazało - czasem lepiej trzymać język za zębami. Zmiany, zmiany - Bakero w swoim żywiole Pamiętacie zapewne, że piłka i zdrowy rozum nie mają ze sobą nic wspólnego. Dobrze wiedzą o tym w Bytomiu, gdzie na dwie kolejki przed końcem postanowili zmienić szkoleniowca. Czego w sześć dni może dokonać ze słabiutką Polonią Dariusz Fornalak? Pewnie nawet nie zdąży odróżnić Miroslava Barczika od Marka Bażika - zwłaszcza, że ci dwaj piłkarze mylili się nawet komentatorom środowego meczu bytomian z Lechem. Barczik i Bażik - mimo, że nazwiska mają podobne - to już umiejętności piłkarskie całkiem różne. Ten pierwszy w środę był jednym z nielicznych wyróżniających się graczy Polonii, a drugi pełnił rolę hamulcowego. Obok Bażika słabo zagrał również Adrian Chomiuk, który zarobił czerwoną kartkę za faul na Mateuszu Możdżeniu. Lech ostatecznie wygrał w Bytomiu 2-1, ale nie zaprezentował nic, co kazałoby kibicom żałować, że w przyszłym sezonie "Kolejorz" nie zagra w pucharach. W swoim żywiole był trener poznańskiego zespołu, Jose Mari Bakero. Rotował, zmieniał, pokrzykiwał i nic z tego nie wynikało. Po godzinie gry zdjął z boiska najlepszego piłkarza meczu, Jakuba Wilka, a dopiero na ostatnie minuty wprowadził Semira Stilicia, który jest jednym z około dziesięciu piłkarzy w polskiej lidze, którzy raczej na pewno nie zrobią sobie krzywdy prowadząc piłkę. Największy bohater "Pasów" nie nazywa się Klich Wszyscy pukali się w czoło, kiedy Franz Smuda powołał we wtorek do reprezentacji Polski grającego w zamykającej tabelę Cracovii Mateusza Klicha. Pomocnik "Pasów" w środę pokazał jednak, że ma wielki talent, przy okazji udowadniając, że Franz nie zatracił jeszcze do końca swojego trenerskiego nosa. Bramka i dwie asysty zawodnika o wdzięcznym pseudonimie "Clichy" (czyt. Kliszi), pozwoliły Cracovii wydostać się ze strefy spadkowej i po raz pierwszy w sezonie wziąć głębszy oddech. Od początku rundy wiosennej nieprzerwanie jestem pełen podziwu dla Jurija Szatałowa. Trener "Pasów" podjął się misji niemożliwej, bo obejmował rozbity zespół, który myślami był już w I. lidze, ale zrobił kilkanaście transferów, w kilka miesięcy wszystko posklejał, tchnął w drużynę ducha walki i proszę - niemożliwa misja w niedzielę może zostać zrealizowana! Najważniejsze jednak, że Szatałow nadal twardo stąpa po ziemi i nie ukrywa, że nie jest jeszcze trenerskim omnibusem. "Bałem się, że prowadząc do przerwy 1-0, w drugiej połowie moi piłkarze zlekceważą rywala. Ludzka psychika zawsze jest niewiadomą, a ja nie uważałem się za wielkiego psychologa. Na szczęście wszystko poszło dobrze i jestem dumny z chłopaków" - powiedział po meczu. Czapki z głów, bo niejeden szkoleniowiec po takim zwycięstwie uwierzyłby, że jest nowym Guardiolą. Mamy kilku takich w Ekstraklasie, nieprawdaż? Strzelił taką bramkę, że sam był zdziwiony Mówiąc z przymrużeniem oka o następcach Guardioli nie mam wcale na myśli Czesława Michniewicza, zwanego zresztą... polskim Mourinho. Szkoleniowiec Widzewa z łódzkim klubem dokonuje cudów, bo dla mnie to, że do niedawna walczący o utrzymanie RTS na kolejkę przed końcem sezonu ma realną szansę na puchary, to właśnie cud! W meczu z Lechią widzewiacy szybko wyszli na prowadzenie, a kolejnego gola w ostatnich tygodniach zdobył Piotr Grzelczak. Każdym kolejnym golem wychowanek Widzewa udowadnia, że jego zespół może wygrywać nawet wtedy, kiedy na ławie siada Darvydas Szernas. Litwin co prawda w drugiej połowie środowego meczu pojawił się na boisku, ale był najsłabszym piłkarzem w swoim zespole. Biorąc pod uwagę, że w ataku łodzian świetnie grał nie tylko Grzelczak, ale też Nika Dżalamidze, nie bądźcie zaskoczeni, jeśli w niedzielę Szernas znowu zacznie mecz na ławce. Wbrew zapowiedziom ekspertów, którzy wieszczyli, że mecz Ruchu ze Śląskiem będzie najnudniejszym w 148-letniej historii piłki nożnej, trzy tysiące kibiców w Chorzowie obejrzało całkiem ciekawe spotkanie. Ozdobą meczu była bramka Słoweńca Roka Elsnera, który nie bardzo wiedział, co zrobić z piłką w polu karnym i w związku tym postanowił uderzyć z przewrotki. Jakież było jego zdziwienie, kiedy futbolówka zatrzepotała w siatce! Mówcie, co chcecie, ale tego, że Śląsk, który po dziesięciu kolejkach miał siedem punktów, na kolejkę przed końcem będzie zajmował drugie miejsce w tabeli Ekstraklasy, chyba się nie spodziewaliście! Trener Orest Lenczyk może i nie lubi ofensywnej gry, ale w końcu w piłce chodzi przede wszystkim o skuteczność, a na tę we Wrocławiu nie mogą narzekać. Piknik, nuda i przyszłość Jurka Dudka Pewna mistrzowskiego tytułu Wisła Kraków przyjechała na piknik do Lubina i udzieliła Zagłębiu srogiej lekcji. Tercet Maor Melikson - Cwetan Genkow - Andraż Kirm pokazał, że jest gotowy na rywalizację o Ligę Mistrzów i że w tej rywalizacji Wisła wcale nie będzie pozbawiona szans. Do Krakowa w ostatni weekend napłynęły dobre wieści, bo dzięki korzystnym rozstrzygnięciom w innych ligach europejskich okazało się, że "Biała Gwiazda" będzie rozstawiona nie tylko w drugiej, ale także w trzeciej rundzie eliminacji LM. Wracając do meczu w Lubinie - w obu zespołach najsłabsi byli stoperzy. Bartosz Rymaniak stwierdził, że przez chwilę nie będzie logicznie myślał i skosił wbiegającego w pole karne Meliksona, a Kew Jaliens raz jeszcze pokazał, że poza tzw. doświadczeniem nie jest w stanie zaoferować szczególnie wiele. W Kielcach nuda. Kibice pewnie żałowaliby pieniędzy wydanych na bilety, gdyby nie to, że Korona wygrała, co w rundzie wiosennej zdarza się równie rzadko, jak sukcesy polskich piosenkarek na festiwalu Eurowizji. Wspominam o tym zacnym konkursie, bo spotkanie Polonii Warszawa z PGE GKS-em Bełchatów było równie prestiżowe, jak tenże. Kibice na Konwiktorskiej mimo tego, że mecz był o nic, obejrzeli jednak całkiem emocjonujące widowisko, chociaż skończyło się na bezbramkowym remisie. Prezes Polonii i mój wielki ulubieniec, Józef Wojciechowski, przed meczem straszył swoich bramkarzy, że jeśli nie będą spisywać się wystarczająco dobrze, to kupi sobie... Jerzego Dudka z Realu Madryt. Problem w tym, że w ostatnich tygodniach dobrą formę prezentował Sebastian Przyrowski, a i zastępujący go w środę Michał Gliwa pokazał klasę, broniąc rzut karny wykonywany przez Mateusza Cetnarskiego. Dla Dudka mamy zatem złą wiadomość - Jurku, szukaj sobie klubu, bo Polonia to za wysokie progi! <a href="http://bartekbarnas.blog.interia.pl/">Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!</a>