INTERIA.PL: Krótko, ale treściwie - tak można podsumować twój występ. Artur Sobiech: - To prawda, miałem krótkie wejście, można je nazwać wejściem smoka. Cieszę się ze zdobytego gola, tym bardziej że jest on premierowy w reprezentacji. Kamil Grosicki dograł mi dobrą piłkę, nie pozostało mi nic innego jak tylko uderzyć do siatki. Mam nadzieję, że to trafienie przybliży mnie do 23-osobowego składu na Euro 2012. Jak zareagowałeś, gdy w wyjściowym składzie znalazł się Paweł Brożek, a ty musiałeś usiąść na ławce? - Nie miałem do trenera pretensji, bo chciał pewnie sprawdzić każdego, ale ta sytuacja jeszcze bardziej mnie zmobilizowała. Wasza gra nie była jednak porywająca. - Trzeba pamiętać, że musieliśmy sobie poradzić w ciężkich warunkach i zrobiliśmy to. Graliśmy w tym składzie po raz pierwszy, na dodatek w nogach mieliśmy serię ciężkich treningów na obozie w Lienzu, a pokazaliśmy, że w tak niesprzyjających okolicznościach umiemy wygrywać. Wierzyłeś, że zostaniesz powołany do szerokiej kadry na mistrzostwa Europy? - Wierzyłem zarówno w to, jak i w to, że zmieszczę się do tej ostatecznej reprezentacji na mistrzostwa Europy. Mam zamiar nadal ciężko pracować, by udowodnić, że to właśnie mi to drugie miejsce wśród napastników się należy. Nad czym musicie pracować? - Wyciągniemy wnioski po tym meczu, by grać z meczu na mecz coraz lepiej. Należy się spodziewać, że z czasem przyjdzie też świeżość, gdyż w na obozie w Lienzu będziemy powoli odpuszczać z obciążeniami treningowymi. Nie miałeś wrażenia, że rywalem jest zespół z T-Mobile Ekstraklasy, bo w ekipie Łotwy był Rudniew z Lecha, Viszniakovs z Cracovii i Lukjanovs z Lechii? - Nie miałem takiego wrażenia, bo choć znamy Rudniewa i innych chłopaków z Łotwy, to nie zwracaliśmy na to uwagi, tylko koncentrowaliśmy się na naszej grze. Rozmawiał w Klagenfurcie: Michał Białoński