"To coś wychodzi z Francji. Są agresywne, złe emocje. Kolarstwo jest sportem otwartych szos, szpaler kibiców wskazuje drogę. Staram się wierzyć w to, że ludzie, nawet jeśli mnie nie lubią, pozwolą na przejazd" - powiedział Armstrong w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "The Guardian". Zapytany wprost, czy obawia się o swoje bezpieczeństwo podczas Tour de France, odpowiedział, że tak. Amerykanin nie jest lubiany we Francji. Francuskie media sugerowały, że pierwsze zwycięstwo w Tour de France odniósł przy pomocy dopingu. Odrzucał te oskarżenia, ale z szansy oczyszczenia się z zarzutów, poprzez ponowną analizę próbek pobranych w 1999 roku, nie skorzystał. Bez entuzjazmu podeszli też organizatorzy Tour de France do jego powrotu na szosy. Na uroczystość prezentacji trasy przyszłorocznej edycji siedmiokrotny triumfator nie został zaproszony. Napaści na kolarzy podczas wyścigów są rzadkością, a w Tour de France od dawna takiego wypadku nie było. Armstrong we Francji nigdy nie był popchnięty, choć zdarzyło się, że kibice go opluli. Jednym z najbardziej znamiennych przypadków miał miejsce w 1975 roku, kiedy na jednym z etapów został uderzony Eddy Merckx. Belg miał szansę wtedy pobić ówczesny rekord Francuza Jacques'a Anquetila, pięciu zwycięstw w "Wielkiej Pętli" Wciąż nie wiadomo czy Armstrong zdecyduje się na start po czteroletniej przerwie w Tour de France. Wątpliwości wzrosły, gdy ogłosił chęć debiutu w innym trzytygodniowym wyścigu - Giro d'Italia, który w maju przyszłego roku będzie obchodzić jubileusz stulecia. Pogodzenie tych dwóch startów byłoby dla 37-letniego Teksańczyka bardzo trudne.