Po jeździe drużynowej na czas wokół Montpellier, którą wygrała ekipa Armstronga - Astana, wyprzedzając zespół Cancellary - Saxo Bank o 40 sekund, doszło do sytuacji bez precedensu w historii wyścigu - dwóch kolarzy ma ten sam łączny wynik. O kolejności przesądziły ułamki sekundy z otwierającej wyścig sobotniej indywidualnej próby na czas w Monako. Armstrong nie jest jednak rozczarowany. - Pojechaliśmy na maksimum. Gdybyśmy stracili trochę czasu z powodu defektu, błędu technicznego czy innego problemu, byłbym rozczarowany. Drużyna pojechała jednak super, i taktycznie i technicznie. Będę spać dobrze - powiedział Amerykanin. - Dla niektórych wyścig dziś się skończył. Nie będę wymieniać nazwisk, ale wystarczy spojrzeć na klasyfikację. Nie przemawia przeze mnie brak szacunku. Po prostu, stracone pole bardzo trudno będzie odzyskać - ocenił Armstrong. Z pretendentów do zwycięstwa najwięcej we wtorek stracił drugi przed rokiem Australijczyk Cadel Evans - 2 minuty i 59 sekund, a niewiele mniej triumfator "Wielkiej Pętli" sprzed roku Hiszpan Carlos Sastre - 2.44. Strata Luksemburczyka Andy'ego Schlecka wyniosła 1.44. Jednym z najgroźniejszych rywali Armstronga może okazać się młodszy kolega z ekipy Astana, Hiszpan Alberto Contador, którego przed wyścigiem dyrektor sportowy Johan Bruyneel namaścił na lidera zespołu. Na pytanie o podział ról w ekipie i o to, czy aktualna klasyfikacja coś zmieniła pod tym względem, Armstrong nie udzielił jasnej odpowiedzi. - Są dwa typy liderów. Ten, na którego się stawia, bo jest najsilniejszy, który ma wygrać wyścig. I drugi typ - lider ze względu na swoje doświadczenie, wiek, zaufanie, którym darzą go inni. To być może moja rola. Konflikt interesów w Astanie może wyjaśnić pierwszy górski etap, w piątek do Andory. Armstrong twierdzi, że drużyna będzie mieć na tym etapie dwóch liderów - jego i Contadora. - Możemy sobie na to jeszcze pozwolić. Pojedziemy obaj z Alberto jako kolarze chronieni i zobaczymy co będzie na szczycie Arcalis. Po tym dniu sytuacja się zmieni. To będzie inny wyścig - ocenił Armstrong. ARMSTRONGOWI ZABRAKŁO SEKUNDY