Leszek Salva: Bardzo długo szukaliście sposobu na Kielce. Gdzie go znaleźliście? Arkadiusz Miszka: - Długo... Prawie dwa lata... Powiedzieliśmy sobie, że jedziemy do Kielc walczyć, walczyć, walczyć. Bez względu na to jaki będzie wynik i co się będzie działo na boisku, mieliśmy walczyć. Czy to będzie 10. sekunda czy 25. minuta. I wszystko się udawało. - Zagraliśmy świetne zawody. Pokazaliśmy wreszcie dojrzałą piłkę ręczną. Nie graliśmy tak pochopnie i z gorącą głową jak dwa tygodnie temu w finale Pucharu Polski. Biegaliśmy i daliśmy z siebie 130 procent, ale najbardziej cieszy mnie to, że dołożyliśmy do tego zimną głowę. Graliśmy po prostu mądrze w ataku i dobrze w obronie. Dwa tygodnie temu Vive Was zniszczyło wygrywając finał Pucharu Polski 13 bramkami. Dzisiaj wygrywacie w Kielcach. Kolosalna zmiana. - Bardzo nas tamten mecz zabolał. Każdy tak by to przeżył: nie dość że u siebie, nie dość że o taką stawkę, jaką był Puchar Polski, to najgorsze było, że przegraliśmy w tak skandalicznym stylu. W dodatku naprawdę nastawialiśmy się wtedy na zwycięstwo. Dlatego bardzo długo o tym meczu myśleliśmy. Według mnie mieliśmy wtedy zły dzień. To był tylko zły dzień i drugi raz coś takiego nie mogło nam się przytrafić. Chcieliśmy udowodnić kibicom, ale przede wszystkim sobie, że potrafimy grać w piłkę ręczną i że stać nas na nawiązanie równorzędnej walki z Kielcami. Zagraliście bardzo dobrze, a może Kielcom zaszkodziło to, że dwa tygodnie temu tak Was rozbili? - Na pewno im nie zaszkodziło, bo przecież zdobyli wtedy Puchar Polski, a i teraz obronili pierwsze miejsce w tabeli. Nie wiem, jak się to zwycięstwo odbiło na nich, ale nam tamta porażka dała ogromnego kopa. W finale nie było u nas walki, a teraz walczyliśmy. Rozmawiał Leszek Salva