W Liverpoolu nie było spokojnie przez dwie ostatnie noce. Doszło, podobnie jak w Londynie i kilku innych angielskich miastach do zamieszek, w których policja starła się z chuliganami plądrującymi sklepy i niszczącymi samochody. "W ostatnich latach w naszym mieście zdecydowanie poprawił się stan bezpieczeństwa. Apelujemy, by zajścia, do jakich doszło w ostatnich dniach, nie zmieniły na niekorzyść tej opinii. Wzywam do spokoju, który nam wszystkim przynieść tylko pożytek" - powiedział szkocki menedżer Liverpoolu Kenny Dalglish. O zaniechanie aktów przemocy zaapelował także menedżer Evertonu David Moyes, którego drużyna przygotowuje się do spotkania z Tottenhamem, zespołem mającym siedzibę w dzielnicy Londynu, gdzie w ubiegłym tygodniu zaczęły się rozruchy. "Spokój jest potrzebny tysiącom naszych kibiców, którzy chcą w nadchodzący, jak zawsze długo oczekiwany, weekend uczestniczyć w corocznym święcie - inauguracji ligi" - podkreślił Moyes. Ostateczna decyzja dotycząca rozpoczęcia pierwszej kolejki Premier League zapadnie w czwartek. W związku z czterodniowymi rozruchami w Londynie i środkowej Anglii policja aresztowała jak dotąd ponad tysiąc osób, z czego ok. 750 w Londynie. Ponad 160 spośród nich stanęło już przed sądem. Ponad 100 osób aresztowano w Manchesterze, ponad 80 w Nottingham, gdzie usiłowano podpalić posterunek policji, a ponad 160 w Birmingham. Z tego powodu odwołano m.in. towarzyski mecz piłkarski Anglia - Holandia, który w środę wieczorem miał się odbyć w Londynie.