Przy próbie skoku na 4,70 m, kiedy polska mistrzyni świata była już w górze, tyczka pękła i zawodniczka upadła na zeskok, rozcinając dłoń. W szpitalu na gdańskiej Zaspie założono jej osiem szwów, które według zaleceń lekarskich, zostaną zdjęte po ok. dwóch tygodniach. "Ania czuje się dobrze i będzie realizowała pełen program treningowy z wyłączeniem elementów skoku o tyczce. Powrót naszej mistrzyni na rozbieg tyczkarski planowany jest na pierwszą dekadę sierpnia. Wcześniej, Ania przejdzie kolejne konsultacje lekarskich po których zapadnie ostateczna decyzja, kiedy zawodniczka wróci do udziału w zawodach. Na dzień dzisiejszy wydaje się, że udział Ani w sierpniowych mistrzostwach świata w koreańskim Deagu nie jest zagrożony. Dziękujemy wszystkim za troskę, wyrazy sympatii i wielkie wsparcie, jakie cały czas otrzymujemy od fanów i sympatyków z kraju i zagranicy. Na pewno pomogą one Ani w jak najszybszym powrocie do pełnego zdrowia i wspaniałej sportowej dyspozycji" - napisał w oświadczeniu Janusz Szydłowski, menedżer Anny Rogowskiej. Prezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Jerzy Skucha jest przekonany, że za miesiąc nasza reprezentantka powróci do skoków. - Uraz dłoni nie przeszkodzi zawodniczce w treningach ogólnych. Jestem przekonany, że za miesiąc, a może nawet i wcześniej, jeśli rana szybko będzie się goić, Rogowska zacznie skakać. Wówczas do rozpoczęcia mistrzostw świata pozostanie miesiąc i mam nadzieję, że przez ten okres zdąży wrócić do wysokiej dyspozycji - powiedział Skucha. Wspomniał, że czasami los bywa przewrotny i przymusowa przerwa wpływa korzystnie na formę zawodnika. - Przez ponad 20 lat byłem trenerem, a od 1997 do 2005 roku szefem szkolenia PZLA i mogę podać sporo takich przykładów. Bywało, że ktoś solidnie trenował i słabo wypadał w mistrzowskich imprezach, a inni, po przerwie spowodowanej kontuzją, nawet zdobywali medale - zaznaczył Skucha. Zobacz pechowy skok Anny Rogowskiej