Jak odbiera pani sytuację, w której Polski Związek Lekkiej Atletyki niejako zmusił panią do walki o minimum na mistrzostwa świata, mimo że ten wymóg nie dotyczy obrońców tytułu? Anita Włodarczyk: - Na dziś sytuacja się wyjaśniła, a było wokół mojej osoby dużo zamieszania. Pan dyrektor sportowy nie zna regulaminu jaki obowiązuje w przepisach IAAF. Żeby się upewnić, razem z członkiem komisji zawodniczej Szymonem Ziółkowskim pisaliśmy do sekretarza generalnego IAAF prosząc o wyjaśnienie. Otrzymaliśmy potwierdzenie, że mogę automatycznie, bez minimum startować w Daegu. Poinformowaliśmy związek, który jednak nadal upierał się przy swoim, ale dzisiaj zapadła ostateczna decyzja, że nie muszę uzyskiwać tego wskaźnika, więc nie rozumiem tego całego zamieszania. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się rzucić minimum i nie muszę liczyć na łaskę związku, że być może zabiorą mnie do Daegu. Bydgoszcz znów jest dla pani szczęśliwa - tytuł mistrzyni Polski, minimum na MŚ. Czy rezultat 73,05 satysfakcjonuje Anitę Włodarczyk? - Co do Bydgoszczy, to wchodząc dziś na stadion przypomniał mi się mityng z ubiegłego roku (6 czerwca odległością 78,30 poprawiła należący do niej rekord świata), więc poczułam się bardzo fajnie. Wynik jest zadowalający, tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę warunki w jakich przyszło nam rywalizować. Przed zawodami zakładałam, że rzucę w granicach 73-74 metrów. Gdyby pogoda była lepsza, myślę, że młot poleciałby jeszcze dalej. Jak teraz będą wyglądały przygotowania do najważniejszej imprezy tego roku? - Do niedzieli odpoczywamy w kraju. W poniedziałek rano wylatujemy do miejscowości niedaleko Daegu, gdzie będziemy przebywać dwa tygodnie na zgrupowaniu. 25 sierpnia przemieszczamy się do tzw. małej wioski olimpijskiej. Co do mojego przygotowania, to wspólnie z trenerem ustaliliśmy, że teraz odpuszczamy treningi, żeby organizm odpoczywał i nabierał energii. Czy jest jakiś konkretny element nad którym musi pani jeszcze popracować? - Przede wszystkim nad szybkością, która powinna przyjść od przyszłego tygodnia, gdy będziemy w Korei. Do tej pory byłam w ciężkim treningu, rzucałam cięższymi młotami o wadze pięciu i sześciu kilogramów. Teraz jak zejdziemy do lżejszych, 3-4 kg, to powinna przyjść szybkość i młot poleci zdecydowanie dalej. Na jaki wynik liczy pani w Daegu? - Myślę, że jeżeli dziś uzyskałam 73 metry, to rzuty na mistrzostwach powinny być w granicach 75-76 metrów. Moim zdaniem 75 metrów da medal. Rozmawiał Krzysztof Frydrych