"Kucharz" wiadomość o śmierci przyjaciela otrzymał w Pradze, gdzie przebywa z kadrą polskich juniorów na mistrzostwach Europy. - Przed chwilą otrzymaliśmy smutną wiadomość o śmierci Andrzeja Grubby. Pan jest jednym z ludzi, którzy znali go najlepiej. - Właśnie przebywam w Pradze na mistrzostwach Europy juniorów, a w 1974 roku, razem z Andrzejem, braliśmy udział w takim samym czempionacie w Niemczech, na którym razem po raz pierwszy wystąpiliśmy. Przez te lata, a szczególnie przez pierwsze 20, zawsze byliśmy razem. To jest ogromna strata dla tenisa stołowego. Trochę za szybko to się wszystko potoczyło. - Kiedy pan poznał Andrzeja? - Moja mama (Magdalena Skuratowicz - znana tenisistka stołowa - przyp. red.) wyciągnęła go do Gdańska z małego klubiku. Miał wtedy chyba 13 albo 14 lat. I tak to się zaczęło. - Wszyscy wiemy jakim Andrzej Grubba był sportowcem, ale jakim był człowiekiem? - Jak każdy człowiek, miał zalety i wady. Miał wielkie ambicje, ale osoba, która chce do czegoś dojść w sporcie, musi taka być. To chyba najtrafniej go charakteryzuje. Bardzo coś chciał osiągnąć zarówno w sporcie, jak życiu. - Jakie wspomnienie pozostanie panu po Andrzeju Grubbie? - Rok temu graliśmy w piłkę "starzy" na "młodych", a ja strzeliłem ostatnią bramkę ze znakomitego podania "Grubego". Tę sytuację mam teraz przed oczami. Ona najlepiej oddaje nasze wzajemne relacje. Rozmawiał Paweł Pieprzyca