Najbardziej znany polski skialpinista trzy tygodnie temu wyruszył na kolejną wyprawę, której celem tym razem było zdobycie Mount Everest oraz zjazd z najwyższego szczytu świata bez użycia tlenu. Wyzwanie Everest Ski Challenge miało być kolejnym ekstremalnym przedsięwzięciem w karierze Bargiela. Rok temu Polak zjechał na nartach z K2. Niestety, ze względu na warunki pogodowe oraz własne bezpieczeństwo Andrzej Bargiel wraz z uczestnikami wyprawy podjęli decyzję o zakończeniu misji. Długie oczekiwania na poprawę warunków nie przyniosły oczekiwanego rezultatu. Sytuację zaostrzyło zagrożenie spowodowane ewentualnym oberwaniem się seraka - bryły lodu, który wisi nad drogą, którą miał pokonać polski skialpinista. - Jesteśmy w bazie pod Everestem już trzeci tydzień. Warunki w tym roku są bardzo trudne. Monsun się przedłuża, często pada śnieg i deszcz. Podczas lata poziom zamarzania był bardzo wysoki i lodowiec jest w tragicznym stanie, jest w nim mnóstwo szczelin. Największym problemem jest serak wiszący 800 metrów nad lodowcem, ma 50 m wysokości, 30 m długości i jest odczepiony od właściwego lodowca. Poruszanie się pod nim jest bardzo trudne. Ja tego ryzyka nie akceptuję, serak może spaść w każdej chwili i to zatrzymuje nas przed działaniem. Próbowaliśmy przeczekać ten okres, wtedy moglibyśmy uruchomić działania niestety jesteśmy tu bardzo długo, nie ma progresu w akcji górskiej i w aklimatyzacji. Kończymy, bo to jest najbardziej rozsądne. Niestety, czasem tak jest, że trzeba szacować ryzyko i jeżeli jest za duże powiedzieć "stop" - napisał Andrzej Bargiel w oświadczeniu opublikowanym za pośrednictwem mediów społecznościowych. W trakcie trwania wyprawy, Bargiel został wyróżniony Polskim Złotym Czekanem podczas XXIV Festiwalu Górskiego im. Andrzeja Zawady w Lądku-Zdroju za pierwszy w historii zjazd na nartach z wierzchołka K2.