Co ciekawe, Alona ma na karku wytatuowaną literę K, od imienia Kasia. Chodzi jednak nie o Piter, tylko o siostrę Alony - Katerynę. - Kateryna ma w tym samym miejscu A, jak Alona. Zrobiłyśmy sobie taki prezent na urodziny - uśmiecha się figlarnie Alona. W II rundzie, we wtorkowe wczesne popołudnie, A. Bondarenko zmierzy się z inną Polką - Martą Domachowską. Marta w pierwszym dniu Warsaw Open wybiła tenis z głowy Akgur Amanmuradovej z Uzbekistanu. Gdy polscy dziennikarze chcieli postraszyć Alonę dobrą formą Marty, która wygrała 6:2, 6:1, A. Bondarenko rezolutnie odparła: - A ja wygrałam 6:0, 6:0. Po raz pierwszy w turniejach z serii WTA udało mi się wygrać do zera. Zazwyczaj przeciwniczki mówiły mi: "Alona, oddaj choć gema", ja głupia słuchałam, a później musiałam się napocić by sama odebrać gema - opowiadała Bondarenko. Zeszłoroczne obsunięcie na liście WTA Ukrainka tłumaczyła kontuzją kolana i zbyt wczesnym powrotem do gry po niej ("Kolano ciągle przeszkadzało, musiałam brać tabletki"). - Ten rok też się nie zaczął za dobrze, zgubiłam sporo punktów. Może by było lepiej, gdybym zdecydowała się na dłuższą rehabilitację po operacji kolan, ale koniecznie chciałam wystąpić na olimpiadzie - uzasadnia. Przed dwoma laty Alona doszła aż do finału warszawskiego turnieju, ulegając w nim wspaniałej Justine Henin-Hardenne 1:6, 3:6. - Wtedy zaczęła się dla mnie droga do dużej kariery, którą zatrzymała ubiegłoroczna kontuzja. Dlatego myślę sobie, że teraz, znowu w Warszawie pora na drugi mocny początek - mobilizuje się A. Bondarenko. Michał Białoński, Warszawa