Od początku sezonu oświęcimianie prezentują się całkiem dobrze, jednak jeszcze nie zakosztowali smaku zwycięstwa. Podopieczni Josefa Dobosza zagrali niezłe spotkanie z Zagłębiem(przegrane 3-5) i jeszcze lepsze w Tychach, przeciwko wicemistrzom Polski. Ostatecznie "Unici" ulegli tyszanom 2-3, a ostatnią bramkę stracili nieco ponad dwie minuty przed końcem. Niestety hokej to nie łyżwiarstwo figurowe i za ambicje i wrażenia artystyczne punktów się nie nie przyznaje. O sile drużyny z Jastrzębia "biało-niebiescy" przekonali się już w pierwszej rundzie Pucharu Polski i dostali sromotne lanie. W roli kata oświęcimian wystąpił 32-letni Petr Lipina, który trzykrotnie znalazł sposób na Zbigniewa Szydłowskiego. Spotkanie zakończyło się porażką "Unici" 1-5, a honorowe trafienie dla oświęcimian zaliczył Mateusz Adamus. Mądre budowanie drużyny zaczyna przynosić pożądane efekty. Na początku sezonu podopieczni Alesza Tomaszka gładko rozprawili się z Naprzodem Janów, wygrywając efektownie 8-0. O tym, że jastrzębianie potrafią wykorzystać każdy, nawet najmniejszy błąd przekonali się w piątek sosnowiczanie. Na Stadionie Zimowym niejeden kibic przecierał oczy ze zdumienia, bo naszpikowane gwiazdami Zagłębie uległo gościom 3-6. Przed rozpoczęciem meczu symboliczną minutą ciszy uczczono pamięć ofiar piątkowej katastrofy w kopalni "Wujek-Śląsk", w której zginęło 13 górników. Po chwili zadumy kibice mogli zobaczyć otwarty i momentami naprawdę ciekawy mecz. Wprawdzie nie obyło się bez szkolnych błędów w obu ekipach, ale zadziorności, sytuacji strzeleckich i w końcu bramek z pewnością nie brakowało. Od początku spotkania trener Josef Dobosz dokonywał korekt w składzie. Jastrzębie rozpoczęło mecz dziwnie spięte i zbyt zdenerwowane. Taki stan rzeczy próbowali wykorzystać oświęcimianie, którzy nacierali na bramkę gości. W 4. minucie Wojciech Wojtarowicz znalazł się przed kapitalną szansą, jednak zabrakło mu i szczęścia, i precyzji. Chwilę później Kamil Kosowski zwijał się jak ukropie od gradu strzałów oświęcimian. Ogromny kocioł pod jastrzębską bramką zażegnał Adrian Labryga, który pozwolił zamrozić krążek Kosowskiemu i dopilnował, by żaden z napastników gospodarzy nie naruszył jego spokoju golipera. W 7. minucie z dobrej strony pokazał się Peter Gallo. Słowacki defensor niczym rasowy snajper minął trzech jastrzębian, lecz w sytuacji sam na sam z Kosowskim uderzył niecelnie. "Biało-niebiescy" przeważali, jednak pierwsi bramkę zdobyli podopieczni Alesza Tomaszka. Labryga nie zastanawiał się zbyt długo i precyzyjnym strzałem między parkanami pokonał Szydłowskiego. Asystę przy tym trafieniu można śmiało zapisać na konto oświęcimskich defensorów, którzy w żaden sposób nie przeszkadzali dobrze zbudowanemu defensorowi gości. W 15. minucie odpowiedzieli "Unici". Klisiak zagrał do ustawionego na linii niebieskiej Gallo, a ten bez zbędnych ceregieli zdecydował się na strzał. Krążek po rykoszecie wtoczył się do bramki obok zdezorientowanego Kosowskiego. Gospodarze z prowadzenia cieszyli się zaledwie przez nieco ponad pięćdziesiąt sekund. Sebastian Kowalówka w swoim stylu zakręcił oświęcimskimi obrońcami, położył na lodzie Szydłowskiego i efektownym uderzeniem z backhandu umieścił krążek pod poprzeczką. Jeszcze przed przerwą serie zmasowanych ataków przeprowadzili oświęcimianie, ale o strzały Wojtarowicza i Buczka dalekie były od ideału. Drugą odsłonę z "wysokiego C" rozpoczęli gospodarze, którzy potrzebowali trzech minut, by doprowadzić do wyrównania, a bramkę zapisano na konto Waldemara Klisiaka. Wymiana ciosów trwała, a trzy minuty później na prowadzenie ponownie wyszli goście. Jakub Radwan po profesorsku zachował się w sytuacji sam na sam z bramkarzem "biało-niebieskich". Oświęcimianie otworzyli się i ruszyli do ataków. W 31. minucie z nadgarstka ładnie pociągnął Peter Tabaczek, ale na posterunku był Kamil Kosowski. Dwie minuty później, gdy "Unici" rozgrywali swoją przewagę Adrian Kowalówka niedokładnie zagrał do Michała Kasperczyka. Krążek przechwycił Arkadiusz Kąkol i popędził ile sił w nogach na oświęcimską bramkę, jednak w pojedynku sam na sam ze Zbigniewem Szydłowskim górą był 33-letni golkiper. Więcej zimnej krwi zachował Pavel Zdrahal, który strzałem po lodzie w długi róg pokonał oświęcimskiego bramkarza. - Ze swojej postawy na pewno nie jestem zadowolony - stwierdził otwarcie Szydłowski, który potrafił przyznać się do błędów. - Mogłem lepiej się zachować przy bramce Labrygi. Źle ustawiłem się także przy trafieniu Zdrahala. Gdy wydawało się już, że kolejne gole dla podopiecznych Alesza Tomaszka są już tylko kwestią czasu, nadzieję w serca oświęcimskich kibiców wlał Martin Buczek, który wykorzystał bardzo dobre podanie Marka Badżo. W trzeciej odsłonie oświęcimianie próbowali odrobić straty. Ale mieli pecha, bo dobre zawody rozgrywał Kamil Kosowski. Bramkarz Jastrzębia jakby czytał w myślach napastników gospodarzy. Idealnie się ustawiał, notował wiele udanych interwencji. Co więcej, szybkim wyrzutem krążka z raka i celnym podaniem potrafił rozpocząć kontratak. Golkiper jastrzębian doprowadzał napastników gospodarzy do wściekłości. Zwłaszcza o jego kunszcie przekonał się Wojciech Wojtarowicz, który pomimo wielu sytuacji strzeleckich zakończył spotkanie z zerowym kontem. W 46. minucie oświęcimianom przez 65 sekund przyszło grać w podwójnej przewadze, jednak po raz kolejny zabrakło dokładności i pomysłu na rozegranie zamka. Cztery minuty później oko w oko ze Zbigniewem Szydłowskim stanął Zdenek, ale oświęcimski golkiper interweniował bezbłędnie. Losy spotkania rozstrzygnęły się pięć minut przed końcową syreną. W zamieszaniu podbramkowym krążek odbił się od Macieja Urbanowicza i lobem wpadł do oświęcimskiej sieci. - Maciek miał farta. Guma odbiła się od jego klatki piersiowej i zmyliła bramkarza - przyznał opiekun jastrzębian Ales Tomaszek. Trener Dobosz próbował reagować. Półtorej minuty przed końcem wziął czas i zdecydował się na ściągnięcie bramkarza, i wprowadzenie do gry dodatkowego napastnika, jednak ten manewr nie powiódł się, a krążek w pustej bramce umieścił ponownie Urbanowicz. - Gramy ambitnie, walczymy do ostatnich minut, ale mamy wielkiego pecha - denerwował się po spotkaniu Martin Buczek, czeski napastnik Aksam Unii. - Brakuje nam szczęścia. Tracimy głupie bramki, takie, których nie powinniśmy sobie dać strzelić. Chciałbym, żeby zła passa odwróciła się od nas - dodał Po meczu powiedzieli: Josef Dobosz, trener Unii: Potrafimy grać jak równy z równym z każdą drużyną w Polsce. Jednak brakuje nam szczęścia. Gdybyśmy wykorzystali te sytuacje, które mieliśmy w pierwszych minutach spotkanie ułożyłoby się na pewno inaczej. Alesz Tomaszek, trener JKH: - Zagraliśmy dobre spotkanie. Walczyliśmy do ostatniej syreny. Muszę przyznać, że nie spodziewaliśmy się tak ambitnej postawy Unii. Od czasu meczu Pucharu Polski, to całkiem inna drużyna. Aksam Unia Oświęcim - JKH GKS Jastrzębie 3:6 (1:2, 2:2, 0:2) 0-1 Labryga (9:33) 1-1 Gallo - Klisiak (14:47) 1-2 S. Kowalówka - Danieluk (15:41) 2-2 Klisiak (22:20) 2-3 Radwan - Wolf (25:05) ; 6/5 2-4 Zdrahal - Zdenek (35:01) 3-4 Buczek - Badżo (35:38) ; 5/4 3-5 Urbanowicz (54:06) 3-6 Urbanowicz - Danieluk, Kowalówka (58:46) - do pustej bramki ; 5/6 Unia: Szydłowski (Stańczyk) - Kowalówka, Gallo; Klisiak (4), Tabaczek, Wojtarowicz - Połącarz, Kasperczyk; Twardy, Stachura, Modrzejewski - Cinalski(2), Piotrowski; Buczek, Szewczyk, Badżo oraz Adamus, Sękowski. Trener: Josef Dobosz JKH: Kosowski(Mrula) - Wolf, Bryk(2); Lipina(2), Zdenek(2), Zdrahal - Piekarski(2), Dąbkowski; Urbanowicz, S. Kowalówka, Danieluk - Górny, Labryga(2); Kulas, Kąkol, Radwan oraz Pastryk(2) Trener: Alesz Tomaszek Sędziowali: Rokicki - Wieruszewski, Smura. Kary: 6-12 Widzów: 1600 Radosław Kozłowski, Oświęcim