Przy okazji - od razu było wiadomo, że oba spotkania miały dla Dona Kinga zupełnie inny wymiar. Na pierwszym, gdzie swoje mogli powiedzieć pretendenci , legendarnego promotora nie było. Na drugim, kiedy dziennikarze przyszli oglądać polskiego i rosyjskiego mistrza świata, Kinga nie mogło zabraknąć... Do 7 października zostało już naprawdę niewiele czasu, a atmosferę wielkiego wieczoru łatwo się wyczuwało. Nie tylko dlatego, że do "Jabb Gym" zjechało 30 dziennikarzy z prasy i telewizji (w tym reporterzy transmitującej walkę na żywo niemieckiej ARD), ale po skupieniu dwóch głównych bohaterów wieczoru, który tylko w USA będzie oglądany przez ponad 10 milionów widzów. Tomasz Adamek przyszedł na salę w obecności dwóch trenerów, bo oprócz Buddy McGirta był też u jego boku Andrzej Gmitruk, Nikołaj Walujew z całą świtą Sauerland Promotions oraz... osobistym ochroniarzem, który zostawił go samego tylko wtedy, kiedy Nikołaj był w ringu."Przesłuchania" specjalnie dla INTERIA.PL zaczynamy jednak nie od bokserów, których walki będą ozdobą wieczoru w Allstate Arena, ale od wypowiedzi kogoś, kogo nazwiska brakowało przez ostatnie miesiące u boku Tomasza Adamka - Andrzeja Gmitruka. Andrzej Gmitruk: "Lekarze nie byli zachwyceni moim wyjazdem do Stanów, ale jak mogło mnie zabraknąć na wieczorze, podczas którego walczy mój mistrz świata? Widać, że jest bardzo dobrze przygotowany - jest szybki, zdeterminowany, mocno bije. Najważniejsze będzie w pojedynku z Briggsem wyeliminowanie jego najsilniejszej broni - ciosu z prawej ręki i z tego, co mogłem zobaczyć, Tomek zdaje sobie z tego sprawę, Bardzo ważny - podobnie jak było w Dusseldorfie w walce z Ulrichem - będzie lewy prosty. To klucz do pokonania Paula Briggsa". Tomasz Adamek: Słyszałem od ciebie, że Briggs liczy na to, że będzie mnie trafiał tak, jak udawało mi się przed rokiem. Niech tak myśli, tylko ułatwia mi zadanie. Jestem zupełnie innym pięściarzem niż byłem wtedy - mam innego trenera, większy repertuar uderzeń, jestem zdrowy, w 100 procentach fizycznie i psychicznie gotowy do obrony tytułu. Jeśli Briggs będzie mnie chciał atakować, to musi się najpierw przebić przez mój podwójny, a czasami potrójny lewy prosty. To zawsze była moja silna broń, ale teraz, pod okiem McGirta, "lewa" bije szybciej i mocniej niż kiedykolwiek. To była jedna z najlepszych sesji treningowych w moim życiu, w czym spora zasługa Buddy'ego, z którym rozumieliśmy się doskonale już od pierwszego dnia treningów. Przez siedem tygodni udało mi się zrobić z Buddy'm wszystko co sobie zaplanowaliśmy, teraz czas przełożyć to na obronę tytułu mistrza świata WBC. Nigdy nie lekceważyłem żadnego rywala i nie popełnię tego błędu wychodząc na ring przeciwko Briggsowi. Ale jednocześnie jestem pewien moich umiejętności, wiem, jak ciężko pracowałem przez ostatnie miesiące, wiem, że wszystko ułożyło się po mojej myśli. Stawka tej walki jest olbrzymia, ale nie chodzi tutaj nawet o honorarium, jakie uzgodniłem z Kingiem. 7 października będą się decydowały moje kontrakty z największymi stacjami telewizyjnymi, pojedynki z legendami boksu. Wszystko jest przede mną. Nie zmarnuję tej szansy, obronię tytuł mistrza świata, a przy okazji pokażę kibicom w Stanach, jak Polak potrafi boksować. Nikołaj Walujew: Zbyt wiele wagi przykłada się do mojego wzrostu, zbyt mało do umiejętności, ale już mi to przestało przeszkadzać. Tak jak to, że mam chyba tyle samo wrogów co przyjaciół. Może nawet więcej tych, którzy nie chcą, żebym był mistrzem. To nie ma znaczenia, kiedy wychodzi się na ring i nie będzie miało wpływu to, jak zawalczę z Monte Barrettem. Czy to jest najsilniejszy przeciwnik z którym się biłem? Nie poznam odpowiedzi na to pytanie, dopóki nie wyjdę na ring. Najważniejsze dla mnie jest to, że z każdą walką jestem coraz lepszy i wierzę trenerom mówiącym, że to dopiero początek. To jest Ameryka, to jest waga ciężka i wiem, że wszyscy oczekują ode mnie nokautu. Nie zawiodę. Przemek Garczarczyk z Chicago