Właściciel rekordów siedmiu skoczni, 29-krotny zwycięzca konkursów Pucharu Świata. Kilka lat temu był klasą sam dla siebie. Spadek formy po historycznym wyczynie wygrania klasyfikacji generalnej PŚ trzy razy z rzędu, przyjął jak na prawdziwego sportowca przystało - z taką samą skromnością i pokorą z jaką przyjmował zwycięstwa. Miniony sezon zaczął od współpracy z nowym trenerem Finem Hannu Lepistš. Po nieudanym Turnieju Czterech Skoczni oraz siódmym i czternastym miejscu na olimpiadzie w Turynie, przyszły dwa miejsca na podium - numer 60 i 61 w karierze. Jedyne zwycięstwo sezonu odniósł na szczęśliwej dla siebie skoczni w Oslo-Holmenkollen - tam, gdzie 10 lat temu wygrał swój pierwszy konkurs - 12 marca, w 14 miesięcy od ostatniego triumfu. Sezon zakończył na dziewiątym miejscu. Kilka miesięcy później pokazał, że to lato należeć będzie do niego. 29-latek z Wisły wygrał cztery konkursy letniej Grand Prix, raz był trzeci i po raz trzeci w karierze wygrał cały cykl. Kibice ponownie oglądali Małysza, który po skoku wznosi palec wskazujący do góry, znów pokazującego - jestem pierwszy. ALMA