Spotkanie składało się z dwóch dziesięciominutowych połów i było niezwykłą frajdą dla 59 chłopców z Dankowic, Bielska-Białej i Płocka, czyli terenów, które w dość poważnym stopniu ucierpiały podczas tegorocznej powodzi. Woda zniszczyła nie tylko domy, ale i wiele boisk piłkarskich. Dla tych chłopców sponsor mistrzów Polski s.Oliver zorganizował obóz szkoleniowy. Głównym jego punktem była właśnie możliwość gry z gwiazdami Lecha, które biją się o prawo gry w Lidze Mistrzów. Trener Lecha Jacek Zieliński posłał do boju najsilniejszy skład - taki, jaki ostatnio grał w Baku przeciwko Interowi. Rywale mieli jednak przewagę liczebną - i to cztery do jednego. Zespół Dzieci składał się z 59 graczy, z których aż 44 jednocześnie biegało po boisku. Było więc czterech bramkarzy, czterech lewych obrońców itd. Szybko się jednak okazało, że takie ustawienie dla tych młodych chłopców nie ma większego znaczenia, bo gry tylko przejmowali piłkę, to co najmniej 30 szarżowało na bramkę Krzysztofa Kotorowskiego, a później Jasmina Burica. Lechitom ciężko było więc uwolnić się spod opieki rywali, bo gdy np. Sławomir Peszko jednym zwodem minął trzech młodych adeptów futbolu, to zaraz obok siebie miał trzech kolejnych. - Było jak w mrowisku - śmiał się prawoskrzydłowy Lecha. Arbitrem tego niecodziennego meczu był prezydent Poznania Ryszard Grobelny. Pod koniec pierwszej połowy dopatrzył się przewinienia Dimitrije Injaca i podyktował rzut karny dla Dzieci. Bartek Gajda z Dankowic pokonał Krzysztofa Kotorowskiego i ręce zawodników ubranych w czerwone koszulki powędrowały w górę. Cieszyło się także? siedem tysięcy kibiców Lecha! Chwilę później ładną akcję prawą stroną przeprowadził Peszko - reprezentant Polski postanowił sprawdzić w jakiej formie jest sędzia Grobelny. Efektownie "zanurkował" więc w polu karnym, ale prezydent Poznania nie dał się nabrać. - To był ewidentny faul, powinna być czerwona kartka i rzut karny. Ten pan z gwizdkiem nie powinien już sędziować - śmiał się "Peszkin". A Grobelny ripostował: - Niech Sławek nie narzeka, bo powinien jeszcze dostać żółtą kartkę, tak mi powiedział liniowy - przyznał. Jednym z arbitrów-asystentów był kierownik Lecha Łukasz Mowlik. Gdy mecz dobiegał końca, na boisku byli już wszyscy chłopcy w czerwonych strojach. Ale i w Lechu liczba zawodników zwiększyła się do mniej więcej dwudziestu. - Chyba tylko trenera Jacka Zielińskiego nie ma jeszcze na boisku - śmiał się prowadzący spikerkę red. Marek Lubawiński z Głosu Wielkopolskiego. Tłok zrobił się ogromny, ale żaden gol już nie padł. - Dla tych chłopców to była niesamowita przygoda. Grali na prawdziwym stadionie i niech to wielkie przeżycie pomoże im w życiowej karierze - przyznał prezydent Poznania. Przy okazji hostessy prowadziły zbiórkę pieniędzy dla powodzian. Wpłat można też dokonywać na konto Caritas: 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526 z dopiskiem "mecz dla powodzian". Partnerem medialnym dzisiejszego meczu była m.in. INTERIA.PL.