W przyszłym tygodniu Agnieszka Radwańska rozpocznie ponaddwumiesięczny cykl startów na kortach ziemnych. To zawsze spore wyzwanie dla jej organizmu. Tomasz Wiktorowski: - Dlatego martwi mnie trochę jej bark, który dokucza jej z przerwami od jesieni. Jest z nim na pewno lepiej, ale wciąż nie można powiedzieć, że po prostu "nic nie dolega". Podczas najbliższych turniejów Agnieszka będzie musiała sporo uwagi poświęcić urazowi, zarówno po meczach, jak i po treningach. Konieczne będą okłady z lodu tuż po grze, rozciąganie, masaże, ale i ćwiczenia korekcyjne zalecone przez specjalistów. Trzeba pamiętać, że dojdą mniej korzystne warunki. Choćby większa wilgotność powietrza, przez co piłki stają się cięższe. No i przede wszystkim na "ziemi" gra się dłuższe wymiany, bo nie da się ich tak łatwo kończyć jak na szybszych nawierzchniach. Agnieszka zawsze po przejściu na korty ziemne narzekała na problemy z plecami... - Dłuższe wymiany automatycznie bardziej obciążają plecy, kręgosłup, ze względu na naturalny poślizg na mączce. Właśnie możliwość poślizgu piłki w ostatniej chwili daje sporą przewagę dziewczynom, które mają silne nogi, mają bardzo dobrą technikę poruszania się po korcie i dobrze kontrolują równowagę. Te czynniki pozwalają ukraść nawet pół metra i nadrobić to, co niemożliwe byłoby do odrobienia na twardym korcie. Dlatego grając z takimi tenisistkami ciężko będzie skracać wymiany. Na "ziemi" wzrośnie siła gry głównie kogo? - Wszystkich dziewczyn o atletycznej budowie i silnych nogach. Ale korty ziemne są przecież bardziej zróżnicowane, niż choćby twarde, które się powtarzają na różnych turniejach? - Zgadza się, dlatego przed przejściem na nie można się tak naprawdę tylko ogólnie przygotować do gry na ziemi, czyli na dłuższe wymiany, inną rotację czy prędkość piłek. Po prostu trzeba mocno poczuć tę nawierzchnię i się do niej szybko przystosować. Ważnym elementem będzie zaaklimatyzowanie się w nowych miejscach na kilka dni przed kolejnymi turniejami. Choćby w Stuttgarcie jest tak naprawdę sztuczny kort ziemny, bo dość twarde podłoże posypane jest niezbyt grubą warstwą mączki. Inaczej będzie w Madrycie, położonym na dużej wysokości, a jeszcze inaczej w Rzymie, gdzie korty są zazwyczaj bardzo nierówne. Jeszcze inny jest Paryż, gdzie są korty dość twarde i trochę szybsze od pozostałych. W związku z tą różnorodnością, z którym turniejem można wiązać największe oczekiwania wynikowe w przypadku Agnieszki? - Żadnych oczekiwań, poza takim, żeby zdrowie dopisało. W każdym turnieju trzeba zagrać na sto procent możliwości i nie myśleć o poszczególnych wynikach. Kalendarz Agnieszki to po prostu turnieje obowiązkowe dla zawodniczek z TOP1, plus być może Bruksela tuż przed Roland Garros. Ale ze względu na dużo niższy ranking chyba sporym wyzwaniem będzie plan startów młodszej z sióstr - Urszuli? - Tak, obecny ranking dawałby jej prawo gry w eliminacjach, a i tam miałaby po drodze większość zawodniczek z pierwszej setki, a często pięćdziesiątki. Dlatego jej plan musi być układany obecnie z dużą starannością i głową. Teraz na przykład pojedzie do Fezu, nie do Stuttgartu. Prawdopodobnie później zdecyduje się na grę w dwóch turniejach ITF z pulą nagród 100 tysięcy dolarów, zamiast przebijać się w ciężkich kwalifikacjach w Madrycie i Rzymie. Przed Paryżem być może jeszcze wystąpi w Brukseli, ale to wszystko będzie się klarować w miarę rozwoju sytuacji i potrzeb. Wciąż Ula ma szansę na wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej, a na potrzebny do tego awans w rankingu ma czas do zakończenia turnieju w Paryżu. Rozmawiał Tomasz Dobiecki