Rzadko na tym poziomie turniejów zdarzają się wyniki 6:0, 6:0. Taki finał chyba robi wrażenie? Robert Radwański: - Nie da się ukryć, że tak. Tym bardziej, że Dominika jest bardzo dobrą zawodniczką, od dawna sklasyfikowaną w pierwszej "20" rankingu i naprawdę umie grać w tenisa. Owszem, popełniła dzisiaj sporo niewymuszonych błędów, ale tak naprawdę część z nich wynikała po prostu ze świetnej gry Agnieszki. Cibulkova, żeby zdobywać punkty, musiała cały czas maksymalnie ryzykować, no i czasem nie zawsze trafiała w kort. Ale przecież nie było dzisiaj łatwych gemów, no, może poza końcówką. Chociaż było tylko 12 gemów, to mecz był dość długi, bo trwał 62 minuty... - Zgadza się. Mniej więcej pół godziny na set to wcale nie jest mało. Szczególnie na początku meczu było sporo długich wymian i zaciętej gry, a nawet kilka szans na przełamanie serwisu Iśki. Niestety, jak zajrzałem do internetu to przeczytałem sporo komentarzy, że Cibulkova dzisiaj nic nie grała, a to nie jest prawda. Walczyła przecież, chwilami dawała z siebie wszystko w poszczególnych wymianach, ale nie przekładało się to wygranie gema.Chyba tylko w ostatnich dwóch tak naprawdę się pogubiła i zaczęła poddawać?- Tak i trochę wtedy też płakała w przerwach. W pewnym momencie było trochę żal dziewczyny, bo naprawdę jest dobrą tenisistką, ale dzisiaj niewiele mogła poradzić. Mimo to cały czas próbowała, nie można jej odmówić chęci i zacięcia. Jedynie jej sztab trenerski zachowywał się momentami niesportowo. Tak wynika z tego, co mówiła mi Agnieszka i trener Tomek Wiktorowski po meczu. Podobno dziwne rzeczy się działy w ich boksie. Ale nie zdekoncentrowały i nie wybiły z rytmu Agnieszki, tak jak i wysokie prowadzenie... - Fakt, ani na chwilę nie zwolniła i nie dała przeciwniczce nawet złudzenia, że może odwrócić losy meczu. Ciekawe tylko, że jak Serena Williams wygrywa 6:0, 6:0 z jakąś dziewczyną z czołówki, to mówi się, że jest poza zasięgiem rywalek. Ale jak zrobi coś takiego Agnieszka, to wszyscy dookoła twierdzą, że po prostu rywalka się nie popisała. To przykre i wciąż nie potrafię się przyzwyczaić do takiego podejścia u nas w Polsce. Kibice, którzy oglądali finał na żywo w telewizji, widzieli jednak, co się działo na korcie? - Pewnie tak, ale już komentator ciągle tylko skupiał się na błędach Dominiki, a nie grze Agnieszki. Zresztą tak naprawdę to cudem nie był wynik finału, lecz cudem było to, że po raz pierwszy od wielu lat w polskiej telewizji można było obejrzeć transmisję z meczu z udziałem mojej córki. To jest jakiś postęp, zakładając, że to nie będzie tylko jednorazowe zdarzenie. Dziewięć wygranych meczów bez straty seta i dwa turnieje, to chyba wręcz perfekcyjne otwarcie sezonu? - Na pewno nie jest to powód do narzekania (śmiech). Jedyny minus jest taki, że z tego, co się dowiedzieliśmy, to Agnieszka pierwszy mecz w Australian Open zagra już w poniedziałek. Nie ma więc zbyt dużo czasu na odpoczynek. Do tego, niestety, dała się namówić do występu w deblu z Angelique Kerber. Ja uważam, że powinna się skupić na singlu, bo jednak bardzo intensywnie rozpoczęła rok. Podobnego zdania jest Tomek Wiktorowski, ale zgłosiła się do debla. A młodsza siostra Urszula wybrała już partnerkę deblową w Melbourne? - Nic na ten temat nie wiem, bo zapisy wciąż trwają, więc pary się jeszcze zmieniają na liście. Być może zagra tylko w singlu, zobaczymy. Po tak efektownym otwarciu sezonu Agnieszka wyrasta na jedną z najpoważniejszych kandydatek do triumfu w Australian Open. Ona sama też wspomniała, że wierzy w swoje siły i może "zrobić kolejny krok w Wielkim Szlemie", przedłużając serię do 16 wygranych meczów. Czy to możliwe?- Staram się nie bawić we wróżby i jasnowidzenie, ale uważam, że stać ją na to. Jak będzie - zobaczymy, w końcu to Wielki Szlem i każda ze startujących tam dziewczyn chce wygrać turniej, więc konkurencja jest ogromna. Poczekajmy dwa tygodnie i zobaczymy co będzie.