Krakowianka wyraźnie rozkręciła się, gdy po zwycięstwie na Krystiną Pliszkovą 6:3, 6:2 w pierwszej rundzie turnieju WTA w Katowicach zapytano ją o słowa Janowicza. Łodzianin po przegranej z Marinem Cziliciem, który oznaczał porażkę Polski w meczu Pucharu Davisa, nie wytrzymał nerwowo na konferencji prasowej i ostro wypowiedział się o polskich dziennikarzach i ich, według niego, wygórowanych oczekiwaniach. - Wiadomo, że Jerzyk jest osobą z charakterem, nerwy widać u niego na korcie i poza nim. Na pewno wybuchnął, błędem było, że konferencja odbyła się błyskawicznie po meczu, wiem, ze swojego doświadczenia, iż lepiej było ochłonąć jakieś pół godziny - stwierdziła Radwańska. - Troszkę jednak miał rację, bo wiadomo, jakie są artykuły w prasie, wyobraźcie sobie, co by było, gdybym ja dzisiaj tutaj przegrała. Takie są polskie media. Mógł to jednak powiedzieć trochę inaczej. - Oczekiwania w stosunku do sportowców są bardzo duże, Janowicz był faworytem, szczególnie w pierwszym meczu (przegrał w pięciu setach z Borną Cioriciem - przyp. red.). Taki jest jednak sport. Nikt nie będzie się wieszał i ciął z powodu porażki, mówi się trudno - dodała. Według 25-letniej krakowianki o sytuacjach na korcie wypadałoby powiadamiać w inny sposób, szczególnie gdy zawodnik osiągnął jakiś sukces. - Można o meczu napisać zupełnie innymi słowami, pozytywnie, a nie porażka, uległa, poległa w finale - mówiła Radwańska. To nie jest jednak tylko problem w Polsce. - W innych krajach w prasie jest podobnie, bo rozmawiamy o tym w szatni. Za to porównując komentarz telewizyjny w Polsce i za granicą to jest zupełnie inny świat. W zagranicznych mediach skupia się na pozytywach, a u nas wprost przeciwnie - powiedziała Agnieszka. Czy ona w karierze też musiała, jak mówił Janowicz, trenować w szopie? - Szopa to jest przenośnia. Moje warunki na początku nie były idealne. Stare balony, zimno, grałam w rękawiczkach, śmierdziało jeszcze jakimś gazem. Teraz wiadomo, że jest lepiej, ale przez pierwsze 10-12 lat odbiegało to od ideału - zakończyła Radwańska.